Zaginięcie 5-letniego Dawida Żukowskiego to wydarzenie, które wstrząsnęło całą Polską. W poszukiwania zaangażowano oddziały policji oraz wspierające je służby, użyto również psów tropiących w celu ustalenia miejsca pobytu chłopca. Tę akcję poszukiwawczą określono jako największą w historii Polskiej policji, a obszar, jakiego dotyczyła, wynosił ponad 4 tysiące hektarów. Obecnie znany już jest tragiczny los małego Dawida, jednak wiele pytań nadal nurtuje tych, którzy śledzili tę sprawę z nadzieją na szczęśliwe zakończenie.
Okoliczności towarzyszące
Rodzice Dawida w momencie jego zaginięcia nie mieszkali ze sobą od 3 tygodni, oboje jednak mieli prawo do opieki nad dzieckiem. Według nieoficjalnych ustaleń prasy, mężczyzna stosował przemoc domową, co najprawdopodobniej było głównym powodem separacji. Według ustaleń dziennikarzy TVN, 32-latek miał spore kłopoty finansowe, w tym dług o wysokości 200 tysięcy wynikający z gier hazardowych. Na co dzień mężczyzna pracował w firmie zajmującej się handlem pompami. Według znajomych rodziny, miał on jeszcze córkę, która mieszka obecnie na Ukrainie.
Mama chłopca mieszkała wówczas w Warszawie, a jego ojciec- w Grodzisku Mazowieckim.
Dzień zaginięcia Dawida
10 lipca (środa) chłopiec znajdował się pod opieką ojca, Pawła Ż., i zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami wieczorem powinien był wrócić do mamy. Kobieta później zeznała, że już wcześniej zdarzało się, że ojciec Dawida nie odwoził dziecka na czas i nie zwracał uwagi na jej prośby o wywiązywanie się ze swojej części umowy. Co więcej, tego dnia otrzymała SMS-a od swojego byłego partnera o niepokojącej treści: „już nigdy nie zobaczysz syna”. Z jej relacji jednak wynika, że nie potraktowała tego na poważnie z uwagi na wcześniejsze doświadczenia. Udała się do Grodziska Mazowieckiego w celu odebrania swojej pociechy, jednak zastała puste mieszkanie, a Paweł Ż. wyłączył telefon aby dodatkowo uniemożliwić jakikolwiek kontakt. Koło godziny 22. 00 kobieta zadzwoniła na numer alarmowy by zgłosić zaginięcie syna, następnie udając się na komisariat policji w Grodzisku Mazowieckim, nie wiedząc jeszcze, że niecałą godzinę przedtem policja otrzymała zgłoszenie, że ojciec 5-latka popełnił samobójstwo, wchodząc na tory niedaleko stacji w Grodzisku Mazowieckim. Auto mężczyzny znaleziono koło tamtejszego kościoła, gdzie zatrzymał się on, by się pomodlić.
Poszukiwania
Przeszukiwaniami terenu w celu odnalezienia 5-letniego Dawida zajęła się grodziska policja wraz z funkcjonariuszami pionu kryminalnego, żołnierzami WOT (Wojsk Obrony Terytorialnej), stołecznymi oddziałami prewencji, strażakami, członkami OSP, a także mieszkańcami. Przeczesywano teren o wielkości ponad 4 tysięcy hektarów. Sprawdzano między innymi okolice od miejsca w Grodzisku, gdzie znaleziono porzucony samochód Pawła P., aż do wysokości autostrady A2. Informacja o zaginięciu trafiła do mediów, które nagłośniły sprawę, rozpowszechniając zdjęcia chłopca oraz opis jego ubioru tego dnia: szaroniebieska bluza, niebieskie jeansy i niebieskie trampki z postacią Zygzaka McQueena. Do prasy przedostała się także nieprawdziwa informacja o przeprowadzonych testach DNA na krwi znalezionej na ubraniu mężczyzny, która miała należeć do chłopca. Szanse za znalezienie Dawida żywego malały z każdym dniem, jednak tysiące osób zaangażowanych w poszukiwania nie poddawały się, zdeterminowane, by doprowadzić do rozwiązania się sprawy.
Finał poszukiwań
20 lipca, po 10 dniach poszukiwań, policja znalazła ciało chłopca w przy zbiorniku wodnym przy węźle Pruszków na autostradzie A2. Wszczęto śledztwo w kierunku zabójstwa, a sekcja zwłok wykazała, że Dawid zginął od licznych ran kłutych klatki piersiowej, które spowodowały krwotok wewnętrzny i zewnętrzny. Narzędzia zbrodni nie odnaleziono, jednak trwają poszukiwania mające na celu odnalezienie przedmiotu. Wiele wskazuje na to, że zbrodni dokonano w samochodzie. W chwili obecnej funkcjonariusze policji skupiają się na tym, by do końca wyjaśnić okoliczności zabójstwa, jednak na tym śledztwo się zakończy, jako że sprawca popełnił samobójstwo.
Niewiadomą pozostaje motyw Pawła Ż., który zdecydował się popełnić tak okropną zbrodnię. Wielu poddaje pod wątpliwość stabilność psychiczną mężczyzny, co z pewnością jest spowodowane niepojętym dla przeciętnego człowieka tokiem rozumowania, jakim musiał kierować się 32-latek. Bardzo prawdopodobne, że żywił urazę do matki chłopca, i nie widząc innego wyjścia z sytuacji, dodatkowo chcąc uniknąć obowiązku płacenia alimentów w wyniku możliwego rozwodu, zdecydował się na odebranie życia najpierw chłopcu, następnie sobie. Niestety nigdy nie dowiemy się, co tak na prawdę kierowało mężczyzną, nie zostanie on też poddany procesowi sądowemu ani skazany, co dla wielu wydaje się bardzo niesłusznym i krzywdzącym zakończeniem sprawy.
Artykuł powstał przy współpracy z mediana.sos.pl.